Forum Piraci!!! Strona Główna Piraci!!!
Pirackie dyskusje i opowieści
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Opowieści " Pod starym wrakiem"

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piraci!!! Strona Główna -> Tawerna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Drummond




Dołączył: 19 Sty 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:47, 04 Sie 2008    Temat postu: Opowieści " Pod starym wrakiem"

Zapraszam wszystkich, którzy maja dużą wyobraźnie do tworzenia wspólnej opowieści...
Na ten cudowny pomysł wpadł oczywiście Jelen:D, ale ja go zaczne Twisted Evil
Będzie to polegało na tym, że każdy (kto ma pełno pomysłów) bedzie dopisywał pod ostatnim postem kolejną część historii... zapraszam do zabawy:DVery HappyVery Happy

Dobra to ja se pozwole zacząć Cool ...uwaga...(powiedzmy, że bedzie sie to działo w XVII wieku)

Można by powiedzieć, że to była kolejna normalna noc. Taka jak każda inna, a jednak w otchłani mroku dało się wyczuć jakąś jej niezywkłą moc.
W miasteczku było już cicho i ciemno, mieszkańców zmorzył sen. Po brukowanej, wąskiej uliczce biegł kot. Nie byłoby go widać gdyby nie jego duże zielone oczy. Przystanął, wpatrując się uparcie w coś małego co musiało stać przed nim. Lekki podmuch wiatru. Chmura, która przysłaniała księżyc przesunęła się ciężko po niebie, a słabe promienie srebnej tarczy w niewielkim stopniu oświetliły okolice. Zwierzę miaukło i pobiegło dalej w swoją stronę. Było bardzo ciepło i duszno... słychać było jak fale rozbijaja sie o przybrzeżne skały. Parę małych roziskrzonych gwiazd na chwile przysłoniły skrzydła samotnego ptaka. Patrzył na miasto z góry na jego wąskie poplątane ulice i białe, urokliwe domy. Zniżył nieco swój lot i zauważył samotna postać opierajacą się o chłodny mur...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drummond




Dołączył: 19 Sty 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:10, 06 Sie 2008    Temat postu:

czemu nikt tu nie wchodzi:(Sad czuje sie samotnie:( w takim razie pisze dalej, bo czuje napływ pomysłów:
Nie poruszała się. Ręce miała blisko twarzy jakby sie czemus przypatrywała bardzo uważnie. Wyladował na pobliskim dachu. Zaskubał dziobem w jego krawędź i dalej wpatrywał sie w człowieka, który na głowie miał czarną chuste. Ubranie niedbałe wręcz obdarte. Jeden rekaw odpruty drugi rozdarty na łokciu. Takich spotykało sie tu na codzień. Śmierdzących, wyniszczonych,głodnych... Ptaszysko znowu kłapnęło dziobem i zniecierpliwieniem zatrzepotało skrzydłami, odbiło się poczym odleciało. Postać podniosła głowe spoglądając na odlatujące zwierze. Twarz jej była zakryta w mroku nie dało się zauwarzyć jej zarysów. Po chwili znowu opuściła w zamyśleniu głowę. Coś szeptała sama do siebie, albo do czegoś...
- Wreszcie cie mam- otwarła zaciśnietą pięść, w której ukryty był mały medalion. Człowiek dotknął delikatnie druga reką jego powieszchni- wreszcie nadszedł czas odwetu- syknął jakby z zawiścią - nadeszła zemsta Feliba...- tak bowiem nazywał się mężczyzna, który wciąż stał w tym samym mejscu jakby na coś lub na kogoś czekając...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drummond




Dołączył: 19 Sty 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:02, 14 Sie 2008    Temat postu:

Mijały godziny i nic się nie działo. Wokół panowała cisza, przerywana niekiedy przez cykady, czy przez krzyk kocura. Felib podszedł powoli do niskiego, białego murku i wspiął się na niego. Spojrzał w kierunku morza. Tam gdzieś w oddali był jego okręt... no właśnie jeżeli nie doszło do buntu. Westchnął ciężko. Wszystko mogły zepsuć te parszywe psy gnane głupotą i światłem złota. On Felib mógł im zapewnić mnóśtwo skarbu, jeżeli by tylko tamci w niego wierzyli, jeżeli będą na niego czekać, aż on załatwi pewną sprawę w tym mieście. Uśmiechnął się kątem ust. W ręce wciąż kurczowo trzymał medalion, który tyle dla niego znaczył. Taki mały i niepozorny, a mógł zaprowadzić do wielkiego skarbu, na nieznane lądy i morza. Świat byłby jego. Powiała lekka bryza. " droga jest zapisana w gwiazdach" przypomniał sobie słowa. Już nawet nie pamietał gdzie i od kogo je usłyszał. Poprostu jakby je znał od zawsze. Niekiedy zdawało mu się to głupie, by wciąż rozmyślać nad znaczeniem tego zdania,ale wraz z upływem czasu zdawał sobie sprawe, że ma to związek ze skarbem. Sam nie wiedział na jakiej podstawie do tego doszedł, ale tak właśnie podpowiadała mu intuicja, której bezwarunkowo zawsze słuchał...

podziw dla wielkiego talentu - Jelen


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drummond




Dołączył: 19 Sty 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:36, 11 Paź 2008    Temat postu:

...W jego, krótkim buntowniczym życiu, juz wiele razy intuicja ratowała go z niezłych kłopotów. Przez cały czas uciekał przed prawem... Za jego głowę wytyczono wysoka nagrodę, wciąż go poszukiwano, a on...no cóż wciąż się ukrywał. Ale miał wiele sposobów na tych drani. Był bardzo chytry, dlatego roztaczał wokół siebie ponurą aurę sławy. Często się zastanawiał czemu tak się stało, w sumie nie zrobił nic złego. Nieraz zdawało mu się, że już od dzieciństwa był skazany na wieczna tułaczkę. Zawsze mieszkał na ulicy, codziennie odczuwając pogarde innych. Nic dziwnego, że jako mały chłopak znalazł się na okręcie wykonując najgorszą robotę. Mimo wszystko życie na pokładzie dawało mu jakąś nieznaną sfatysfakjcję, czuł się wreszcie kimś. Kochał morze i jego przewrotność. To właśnie ocean nadał jego życiu kolor, wreszcie zrozumiał jak ma postępować. Chciał się odwdzięczyć za okrutne chłopięce lata. Nie minął rok jak na statku wybuchł bunt. Oczywiście to była jego szansa...korsarski statek przewoził wiele złota... Kapitana zabito i dowódzctwo przejął najokrutniejszy człowiek jakiego Felib znał. Jednak przy całym zamieszaniu nikt nie pamietał o małym chłopcu... nie zastanawiając się wcale, zaczął kraść, akurat nie pilnowane złoto. I wtedy pośród skarbu znalazł medalion w kształcie rozgwiazdy. Swoje łupy wraz z tajemniczym przedmiotem dobrze ukrył. Parę dni później statek wpłynął noca do portu, buntownicy zgrabili całe miasto, a Felib uciekł z pokładu...
Na lądzie czuł sie bezradny, nie wiedział za bradzo co ma zrobić ze złotem, żeby go nie okradziono...Nieprzemyślane dziecięce pomysły..., tak więc swój mały majątek zakopał zdala od ludzi i sporządził mapę. Wchodząc na innny pokład obiecał sobie, że kiedyś tu wróci i bedzie miał własny okręt. W końcu co mogło mu przeszkodzić?
W tym samym czasie na pokładzie przęjetym przez buntowników, nowy kapitan rwał włosy z głowy przekopując każdy zakamarek w poszukiwaniu małej ,a jakże ważnej rozgwiazdy. W szaleńczym gniewie nagle przypomniał sobie o Felibie, ale było już za późno. i właśnie wtedy Felib zdobył pierwszego, prawdziwego wroga i prześladowcę...


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jollyroger
Administrator



Dołączył: 24 Lip 2007
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tortuga

PostWysłany: Czw 17:10, 13 Lis 2008    Temat postu:

Wielki szacun Drummond. Pięknie napisane. RESPECT.

Hmm... może podkręcę tą historyjkę wcielając się w rolę złego i okrutnego Kapitana pirackiego statku Diabelskiego Johna.

Cytat:
W tym samym czasie na pokładzie przęjetym przez buntowników, nowy kapitan rwał włosy z głowy przekopując każdy zakamarek w poszukiwaniu małej ,a jakże ważnej rozgwiazdy. W szaleńczym gniewie nagle przypomniał sobie o Felibie, ale było już za późno. i właśnie wtedy Felib zdobył pierwszego, prawdziwego wroga i prześladowcę...


Z gardła kapitana wydobył się ryk wściekłości. Odbił się echem od pustych ładowni, zatańczył między szotami i pomkną ku gwiazdą niosąc ze sobą nienawiść zdradzonego kapitana. Cała załoga, wszyscy bezlitośni piraci zamarli z przerażenia, gdy wściekły kapitan wytoczył się na pokład.
- RUMU - zakrzykną, straszliwym ochrypłym głosem.
Długi niepewnie podszedł do kapitana i wręczył mu flaszkę. Ten jednym haustem opróżnił jej zawartość, co nie ugasiło jednak jego wściekłości. Zatoczył się do tyłu i jakby przecząc prawom grawitacji nagle wygiął się do przodu i wyrżną pustą flaszką w łeb Długiego. Butla roztrzaskała się na tysiąc kawałków miażdżąc czaszkę Długiego. Jego martwe ciało runęło na pokład u stóp kapitana. Ciepła krew spłymeła strugą do stup kapitana. Dopiero rosnąca kałuża krwi ostudziła nieco jego szaleńcze myśli.
-Zawracamy!! Sternik kurs na Santo Domingo...
-Toż tam pewnie roi się od okrętów Royal Navy! - krzyknoł ktos z oddali.
-Kto to powiedział – przeraźliwie zimnym głosem zapytał kapitan.
-Kto śmie mi się sprzeciwiać! Wyrwę mu flaki i owinę wokół kabestanu.
Lecz wizja pojmania przez Królewską Marynarkę , która na pewno wezwana na pomoc przez mieszkańców ograbionego miasta ścigała już piratów, wizja stryczka okazała się silniejsza od strachu przed wściekłym kapitanem.
-Płyńmy dalej! - krzyczeli
-Marynarka nas ściga!
-Mamy złoto.
W Diabelskim Johnie znów zagotowała się krew.
-Zdrajcy – wysyczał, wyszarpną zza pasa kordelas i...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez jollyroger dnia Pią 16:52, 14 Lis 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drummond




Dołączył: 19 Sty 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:50, 16 Lis 2008    Temat postu:

No pięknie, respect;) Very Happy Chyle czołoVery Happy i dziekuje za uzananie Very Happy
W takim razie kontynuuje....
...Felib spokojnie przemierzał morza na okręcie, który przewoził niewolników do Nowego Świata. I jak to było uprzednio, nikt za bardzo nie zwracał na niego uwagi.
- Posłuszny pies, który wykonuje polecenia- mówiono o nim, jednak on zdawał się tym nie przejmować. Podczas wolnych nocy często przesiadywał na pokładzie patrząc się w gwiazdy, jakby one coś do niego podszeptywały.
-Patrz na niego- syknął Łysy do Neila
-hmm- mruknął tamtem
- No popatrz- powtórzył zniecierpliwiony. Neil podniósł głowę przerywając poprawianie fałów
-no i ...-
- Niewiadomo co młodemu chodzi po tym łbie-
- e tam. Ja tam nie wiem co on tu wogóle robi, to nie miejsce dla niego- splunął- mały mi by pasował na jakiegos naukowca...-
- hmm, no nie wiem nie wiem- myślał Łysy
Wkrótce po morzach zaczęła chodzić wieść o przeklętym pirackim statku Diabelskiego Johna. Felib zaczął sie robić niespokojny... intuicja mu podpowiadała, że jego rozgwiazda nie jest zwyczajnym medalionem...

...Ktoś go szturchnął i Felib wyrwał się z zamyślenia. Przed nim stała średniego wzrostu,zakapturzona postać.
- Nareszcie- rzekła.
Mężczyzna zeskoczył z murku i zamrugał zdziwiony oczami. Jego ręka zacisneła się na klindze od noża...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jollyroger
Administrator



Dołączył: 24 Lip 2007
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tortuga

PostWysłany: Wto 10:26, 25 Lis 2008    Temat postu:

Przed Felibem stał Kulawy Thomas. Ten sam z którym szorował pokład jeszcze przed buntem wznieconym przez Diabelskiego Johna. Ten sam a jednak inny. Jego twarz była trupio blada, pełna blizn. Sine wargi drgały nerwowo, a jedyne oko łypało niespokojnie, sprawiając wrażenie że zaraz wyskoczy z orbit. W stronę Feliba wyciągnęła się koścista ręka Thomasa. Kościsty powykręcany paluch wskazywał prosto na rozgwiazdę zawieszoną na szyi.
- Ttttyyyy... szepną ledwie słyszalnym głosem.
Cofną rękę i rozejrzał się trwożliwie dookoła. Poły jego nędznej kurtki rozsunęły się odsłaniając chudy tors naznaczony wieloma bliznami. Ktoś musiał okrutnie torturować tego biedaka. Dopiero po chwili spostrzegł że na ciele nieszczęśnika wycięto dziesiątki rozgwiazd. Zgroza.
- Śśścigają nas... śścigają nas...
Szept wyrwał młodzieńca z osłupienia.
- Kto was ściga? Do diabła co się stało?
- Dddemon...ddeeemon...iii...żżżołłnierze... wymawiając to najpierw się przeżegnał a później rozejrzał czy nikt nie nadchodzi.
- Czego chcesz ode mnie?
- Pomoocy... możesz nas uratować..
- Ja!?!
- Chooodź...chhhodź tu nnie jest bezzpieccznieee...
Wyciągną dłoń i niezwykle silnie jak na takiego chudzielca ścisną ramię Feliba ciągnąc go w stronę najbliższego zaułka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez jollyroger dnia Wto 10:27, 25 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drummond




Dołączył: 19 Sty 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:18, 22 Gru 2008    Temat postu:

Młodzieniec jednak nie pozwolił sobą kierować i jednym mocnym szarpnieciem wyrwał się z żelaznego uścisku. Czuł jak jego palce boleśnie wbijają się nadal w klingę. Staruch przystanął i wyciągnął pistolet: - Widać podczas twojego krótkiego życia, nieufność nie do końca owładnęła twą głowę…- Szepnął. Felib nie za bardzo zrozumiał…- List…-ciągnął dalej stary znajomy- nie wydawał ci się podejrzany? Myślałem, że od razu pomyślisz, że to pozdrowienia od nas…-zaśmiał się ochryple dławiąc się przy tym.
- Spokojnie- odrzekł poważnie nie zrażając się na widok wycelowanej w niego lufy.
–Prowadź-. Szli cicho brukowana uliczką, schodząc coraz niżej. Felib zastanawiał się co go czeka. Gdy dostał list od nieznajomej osoby nakazujący spotkanie właśnie tu, od razu pomyślał, że przecież nie jest naiwny, żeby postąpić zgodnie zapisanymi warunkami. Coś jednak go do tego zmusiło… jego mocny wewnętrzny głos. Był bardzo niespokojny dopóki nie pojawił się w miasteczku. Na szczęście nie był tu sam. Wiedział, że jego dobry przyjaciel śledzi teraz każdy ruch Feliba i starca. Po dziesięciu minutach przewodnik otworzył przed nim jakieś drzwi i wepchnął go do środka. W pomieszczeniu było bardzo ciemno… Thomas zapalił świeczkę, ryglując za sobą drzwi. Wszędzie śmierdziało zgnilizną i stęchlizną.
– Klątwa- usłyszał za sobą szept. Nastała chwila głuchej ciszy- kiedy ostatni raz ciebie widziałem byłeś małym niepozornym chłopcem, a teraz jak widzę…-
- Do rzeczy- syknął zniecierpliwiony- Chodzi wam o rozgwiazdę. Tobie i Johnowi.- Kulawiec spojrzał na niego podejrzliwie, jakby obawiał się, że w tym co mówi młodzik, jest nie w porządku. Ręka, w której trzymał pistolet zaczęła mu gwałtownie drżeć. – Obawiam się, że nie znasz jej prawdziwej mocy.- stwierdził ostrożnie. W jednym momencie Felib wyciągnął nóż, wytrącił z ręki Thomasa broń i przygwoździł starucha swym ciężarem do ziemi trzymając przy jego szyi finkę. – Niebezpiecznie jest się mylić- wysyczał mu w pomarszczona twarz.- Jesteś wciąż na jego usługach?- W oczach uwiezionego pojawiły się łzy trwogi i rozpaczy – Taak- wyjąkał ledwo dosłyszalnym głosem- A właściwie nie na jego tylko na usługach klątwy- Felib odsunął nieco swoją twarz - Do diabła! Mówże jakiej klątwy?- --Ściga nas sam diabeł!-
- Coście zrobili?-
- To on! On!...- zaczął krzyczeć starzec- Zawarł z nim pakt, zabił tych co się sprzeciwili…-
- Mówże wyraźniej- nakazał przyciskając ostrze coraz bardziej
- Gdyby na naszych karkach siedziało wtedy tylko Royal Navy! Boże! Wtedy gdy uciekłeś…. Kazał zawracać…Ale szpony demona nas dosięgły, a zarazem uchroniły przed Royal Navy…- Nagle zatkał usta roztrzęsionego Thomasa swą dłonią… znowu usłyszał przeciągły gwizd… Serce tłukło mu się niemiłosiernie. Jednym mocnym uderzeniem unieprzytomnił przesłuchiwanego. Jego wątłe, ale lekkie ciało zarzucił na plecy i wydostał się przerażony z pomieszczenia…
- Szybko- krzyknął Anantel. – Jakieś psy tu chodzą i węszą, Boże! Nie psy lecz demony…- Felib zaczął biec, a przyjaciel za nim. W głowie kłębiło mu się wiele myśli, ale jedna z nich dominowała… „ Zdążyć na pokład!” …


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jollyroger
Administrator



Dołączył: 24 Lip 2007
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tortuga

PostWysłany: Czw 0:09, 02 Kwi 2009    Temat postu:

Wybiegli z zaułka wprost na wojskowy patrol. Bez wahania wpadli pomiędzy żołnierzy i nic sobie nie robiąc z rzucanych rozkazów i przekleństw, co sił w nogach popędzili w kierunku portu. Pech chciał że tym razem natrafili nie na jakiś podpity patrol, ale na karny oddział wojskowy, przybyły dopiero z Anglii. Żołnierze nie zdążyli jeszcze się rozpić i popaść w codzienną rutynę i zareagowali jak należy. Felib usłyszał jak dowódca rzuca komendę, a zaraz potem koło głowy przeleciała mu pierwsza kula. Kolejne strzały mijały uciekinierów dosłownie o włos. Dobiec do zakrętu - w tym momencie jedynie o tym mógł myśleć... jeszcze kawałeczek...
I nagle kanonada ustała, a z kierunku z którego padały strzały doleciał straszliwy wrzask. Kątem oka Felib zobaczył jeszcze jak oddział wojska w mgnieniu oka dosłownie rozszarpany został przez jakieś czarne postacie. Zdjęty trwogą przyśpieszył jeszcze swój bieg, choć wydawało by się to niemożliwe, jednak jak wiadomo strach dodaje skrzydeł. Nie minęło sześć tyknięć zegara ratuszowego jak wpadli pędem do portu. Tym razem Felib nie zawiódł się. Żołnierze pełniący straż przy wejściu zniknęli gdzieś jak zwykle o tej porze, zajęci swoimi sprawami, zapewne grą w kości i spożywaniem nieregulaminowych ilości grogu. Nie nękani przez strażników pomknęli dalej wzdłuż nabrzeża, wbiegli na pomost i stanęli jak wryci. Przy nabrzeżu nie stał żaden statek. Reven ich kochana łajba ich dom i w tym momencie jedyny ratunek zniknął.
- I co teraz? - zapytał Anantel.
- Nie wiem.
- Tamci zaraz tu będą. Widziałeś co zrobili z tym patrolem? Nie mamy szans!
- Widziałem. Wynośmy się stąd.
Pędem ruszyli w kierunku najbliższego magazynu. Wbiegli do środka i zatrzasneli za sobą drzwi. Pomieszczenie wypełniał zapach stęchlizny i psującej się ryby. Z półmroku wyłaniały się niewyraźne kształty skrzyń i beczek porozrzucanych po magazynie. Gdy już ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności zobaczyli w najdalszym koncie stos beczułek.
- Tam!! Schowajmy się za tymi beczkami.
- Psssyt... Felib san - odezwał się jakiś głos z góry.
- Kto tam! - krzykną Anantel wyszarpując jednocześnie zza pasa pistolet i celując w miejsce z którego dochodził głos.
- Csssssiiii, to ja Czang - kucharz. Tutaj właźcie.
- Lee szubrawcu co ty tam wyprawiasz na górze?
- Moja się chować. Tu na górze. Pod dachem. I wy też się tu chować. Szybko!
Stary Lee nigdy nie był dobrym kucharzem, ale jakimś cudem zawsze udawało mu się wykręcić od niechybnej śmierci z rąk rozwścieczonej załogi, która zazwyczaj już po kilku dniach rejsu miała dość trutki którą on nazywał jedzeniem. Miał po prostu jakiś zmysł przetrwania. Cook pomógł im wciągnąć na górę nieprzytomnego Thomasa i wgramolić się do kryjówki. Leżeli teraz wszyscy czterej na szerokiej belce niecierpliwie nasłuchując odgłosów z zewnątrz.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez jollyroger dnia Czw 16:47, 02 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piraci!!! Strona Główna -> Tawerna Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin